fbpx Grafika, fotografia cyfrowa – jak postępować z plikami graficznymi | Pierwszy w Polsce kobiecy portal dla asystentek i sekretarek

Grafika, fotografia cyfrowa – jak postępować z plikami graficznymi

Czas czytania
8min.
Przeczytałeś już

Grafika, fotografia cyfrowa – jak postępować z plikami graficznymi

Lawinowy rozwój techniki (również komputerowej) umożliwił tworzenie i przechowywanie obrazu w sposób tak łatwy, że obecnie spotykamy się z zalewem grafiki, zdjęć i wszelkiej informacji wizualnej. Powstał problem – jak w tej powodzi atakującej nasz wzrok wyróżnić się, zwrócić uwagę na logo, elementy graficzne, zdjęcia i inne materiały identyfikujące naszą firmę.

Zanim zwrócę uwagę na kilka ważnych aspektów przy obrabianiu, obchodzeniu się z plikami graficznymi, chciałbym zauważyć, że rozpowszechnienie cyfrowej fotografii, aparatów, programów graficznych i w ogóle komputerów wcale nie spowodowało wysypu zdjęć o fenomenalnej (jak krzyczą reklamy sprzętu) jakości i poziomie. Oczywiście, dzisiejsze urządzenia pozwalają dużo łatwiej wykonać czy przerobić zdjęcie lub grafikę, jednak nadal istnieje margines zarezerwowany dla wyspecjalizowanych firm czy zakładów. Wszędzie tam, gdzie pokazanie wizerunku firmy z najlepszej strony jest kluczowym i prestiżowym zadaniem, niezbędna jest pomoc profesjonalistów. Zasadę tę dobrze jest wprowadzić w życie wcześnie, ponieważ w sytuacji gdy nasze pierwsze samodzielne próby opracowania materiałów reklamowych, grafik firmowych czy zdjęć do prezentacji spalą na panewce, może się zdarzyć, że zabraknie czasu na wybór właściwego projektu, koncepcji czy całej strategii wizualnej. Zatem im ważniejsze zadanie „wizualne” – tym szybciej powierzajmy je specjalistom. Nie zwalnia nas to oczywiście od nadzoru na zleconą pracą. Wspomniana wcześniej dostępność sprzętu i techniki obrazowania zaowocowała wysypem wielu podmiotów próbujących zaistnieć w świecie profesjonalnej fotografii, grafiki czy reklamy. Konieczne jest obejrzenie wcześniejszych prac naszego podwykonawcy (portfolio oraz pochwały zadowolonych klientów), zapewnienie odrobiny czasu na wstępne szkice oraz ich krytyczna ocena (jeszcze przed wybraniem właściwego projektu). Zdawanie się w ciemno na kreatywność firm chcących być postrzegane jako artyści oraz często niestety ich nieduże doświadczenie w branży może być w biznesowych realiach zabójcze dla zleceniodawcy. Druga istotna sprawa w sytuacji, gdy zlecamy takie prace komuś z zewnątrz, to zapewnienie sobie właściwej ilości gotowych prac. Co rozumiem pod tym pojęciem? Przykładowo, gdy agencja reklamowa przygotowuje dla nas projekt graficzny, wzornictwo dla nowego produktu czy grupy produktów, plakat, kalendarz czy inne materiały tego typu – spróbujmy na etapie zawierania umowy zapewnić sobie jak najwięcej plików będących wynikiem tych prac. Dobrej jakości zdjęcia, logo lub elementy graficzne z pewnością można będzie wykorzystać w przyszłości – wówczas opracowanie kolejnego folderu, nowego kalendarza czy innych firmowych gadżetów będzie znacznie mniej pracochłonne. Jeśli przed kolejnym zleceniem dysponujemy jedynie malutkim logo na starym katalogu (wykonanym przez zapomnianą już firmę), opracowanie kolejnego czy nowego plakatu będziemy musieli (sami lub nasz nowy podwykonawca) zacząć od zera.

Mając jednak odpowiednie materiały „wyjściowe”, monitor i komputer z oprogramowaniem możemy sprawić, że firmowe zdjęcia czy elementy graficzne prezentacji będą wyglądały lepiej.
 

Władcy pikseli

Wyścig producentów, mierzony krzyczącym w reklamach „faktorem” Mpx, jest dla nas bardzo korzystny. W uproszczeniu można przyjąć, że im więcej megapikseli ma nasze zdjęcie – tym lepiej możemy je wykorzystać. Foldery reklamowe mówiące, że z danego pliku można uzyskać wydruk/powiększenie (tutaj pada liczba cm x cm) generalnie nie kłamią, ale warto to spożytkować inaczej. Dysponując dużym zdjęciem możemy bez utraty jakości wykadrować je, wyciąć niepotrzebne często szczegóły, cyfrowo przybliżyć programem graficznym interesujący motyw. Z takiego wykadrowanego ujęcia trudniej uzyskać wielki wydruk, ale przecież często potrzebne jest małe zdjęcie do ulotki czy wręcz na stronę www lub inny, istniejący tylko na ekranie komputera projekt.

Bardziej zaawansowana obróbka (ale dostępna dla każdego w niedrogim edytorze graficznym) również da lepsze rezultaty, gdy zastosujemy ją na pliku o dużej rozdzielczości. Nie nadpisujmy jednak nigdy oryginału, z którym rozpoczęliśmy pracę. Oryginalne, nieobrobione zdjęcie w pełnej rozdzielczości należy zapisać oddzielnie w pliku, który nie dokonuje stratnej kompresji. Spośród popularnych formatów, BMP lub TIF będą najlepsze.

Wspominając o megapikselach i rozmiarach zdjęcia, nie można uciec od terminu DPI – czyli „dots per inch”. Dla amatorów brzmi on równie tajemniczo jak „kwintale z hektara” dla przypadkowego widza telewizyjnych programów rolniczych. Wzbudza wiele dyskusji i kontrowersji, jest źródłem sporów. Tymczasem sprawa jest bardzo prosta. Dopóki nie jesteśmy zainteresowani wydrukiem czy innym sposobem przeniesienia grafiki na papier, nie powinien nas ten termin obchodzić. Zdjęcie pozyskane z przykładowo 6-megapikselowej matrycy aparatu ma wymiary 2000x3000.... pikseli. Piksel jest bowiem najmniejszym punktem jaki może wyświetlać nasz monitor.
 

Kropki na cale

Gdy sprawdzimy rozmiar ekranu wyświetlanego przez nasz komputer, znajdziemy oznaczenie (najczęściej) 1024x768 lub 1280x800 pikseli. Oznacza to, że już matryca 6 Mpx tworzy obrazy o około 3x większym każdym boku niż wymiary naszego ekranu. Jeżeli nie zachodzi potrzeba silnego powiększenia fragmentu zdjęcia, to dla prezentacji ekranowej obrazy o boku kilkuset pikseli będą w zupełności wystarczające. Zmniejszając (obrobione wcześniej) zdjęcie do takich rozmiarów zyskujemy mniejszą objętość pliku (krótszy czas ładowania i przesyłania), a także... mamy pewność, że nikt nie użyje tej grafiki do wydruku. Dlaczego? Tu dochodzimy do istoty terminu DPI. Aby poprawnie (czytelnie dla nas) wyświelić grafikę – ekran monitora używa około 72 pikseli (w tym określeniu nazywanych „points” – punktami) na każdy cal. Tyle wystarcza aby „oszukać” nasze oczy, abyśmy widzieli poprawnie wyświetlany obrazek. Tymczasem urządzenia drukujące na papierze zwykle robią to używając od 150 do 300 punktów na każdy cal drukowanego obrazu. Wynika z tego, że poprawnie wyświetlane na ekranie całkiem duże zdjęcie o wymiarach 800x600 pikseli, po wydrukowaniu na urządzeniu pracującym z rozdzielczością 300 DPI będzie miało wymiary paczki papierosów. Próbując powiększyć ten wydruk (dysponując wciąż obrazkiem 800x600 pikseli) musimy zmniejszyć ilość pikseli drukowanych w każdym calu, co spowoduje utratę szczegółów na wydruku, ewentualnie konieczność oglądania go z większej odległości.

Aby z rozdzielczością 300 DPI osiągnąć wydruk o wielkości 15x21 cm (co nie jest wcale dużym formatem, biorąc pod uwagę foldery, plakaty czy inne reklamówki) musimy dysponować plikiem graficznym o wymiarach ok. 2500x1700 pikseli. Kurczowo się trzymam w tym akapicie dwóch spraw:

1. Słowem rozmiar określam wymiary zdjęcia w pikselach, gdyż są to tylko najmniejsze, niepodzielne jednostki naszej grafiki – natomiast do jakiej wielkości „rozciągniemy” w czasie drukowania każdy z tych pikseli – określa parametr DPI.

2. Podając upakowanie pikseli na wydruku, ciągle używam cali. Oczywiście można to wszystko zamienić na nasze pochodne metra (300 DPI to ok. 118 pikseli na centymetr), ale po pierwszym kontakcie z branżą drukującą, a nawet sprawdzeniu parametrów drukarki, plottera czy podobnego urządzenia okaże się, że te dziwne jednostki jakimi są cale, w tym przypadku są nie do wyrugowania.
 

Bielszy odcień bieli

Pisząc o tym, co możemy „regulować” w plikach graficznych, nie mogę przeoczyć spraw koloru. W tym przypadku porada jest zwięzła. Jeżeli nie zakładamy profesjonalnego studia (czyli nie wyposażamy go w drogie monitory, drukarki, skanery, aparaty cyfrowe), sprawę precyzyjnej regulacji kolorów można sobie darować. Oko ludzkie jest w tym zakresie bardzo nieobiektywne. Aby uzyskać superpowtarzalne, kontrolowane kolory (a w szczególności na wydrukach – prawdziwie, wiernie oddane kolory ludzkiej skóry oraz biel niepodbarwioną żadnym kolorem) – niezbędne jest użycie wspomnianego sprzętu, dodatkowo kalibrowanego specjalnymi urządzeniami. Niestety, typowy sprzęt biurowy (drukarki, monitory) wyświetla kolory ciut inaczej w przypadku niemal każdego egzemplarza. Pozostaje doradzić tylko:

w zupełne nieingerowanie w tzw. balans bieli (pozostawienie tego wynajętym podwykonawcom drukującym nasze pliki lub wykonującym całe zlecenie),

w ewentualne delikatne regulacje, po zakończeniu obróbki sprawdzenie wyników na kilku monitorach oraz prośba do osób odpowiedzialnych za wydruk o skorygowanie na maszynie drukującej.

Jeżeli opracowujemy produkt, w którym właściwa, naturalnie oddana równowaga kolorów (przykładowo prospekty z różowymi buziami małych dzieci czy prestiżowy folder z nieskazitelną bielą kołnierzyków prezesów firmy) jest najważniejsza, nie powinno być w takim przypadku miejsca na eksperymentowanie.

Dobrze na wejściu i wyjściu

W pracy z plikami graficznymi jakość materiału, jaki uzyskamy, jest uzależniona od tego, czym dysponujemy na samym początku procesu obróbki. Oczywiście, współczesnymi programami można poprawić i namalować wszystko, jednak ilość włożonej w to pracy może się okazać nieopłacalna. Oprócz wspomnianej już dużej „wagi” (ilość megapikseli) zdjęcia warto zwrócić uwagę na inne detale:

w Pliki jpg jako materiał wejściowy wykorzystywać tylko wtedy, jeśli nie ma innej możliwości. Gotowy plik jpg z aparatu fotograficznego to grafika „obrobiona” już przez oprogramowanie aparatu. Niestety, nie zawsze ta automatyczna obróbka jest właściwa. Poza tym format jpg to zapis z wbudowaną (stratną) kompresją. Wielokrotne zapisywanie grafiki (kolejne wersje, warianty w czasie obróbki) jako jpg spowoduje przedwczesną utratę jakości szczegółów. Najlepsze wyniki uzyskamy otwierając programem graficznym tzw. surowe pliki z aparatu fotograficznego. Jeżeli dany model na to pozwala, należy ustawić zapis do „surowego” pliku (najczęściej będzie to rozszerzenie raw, dng, crw, raf, nef, pef). Wiodące edytory graficzne radzą sobie z takimi plikami bez problemu, istnieje też cała grupa tzw. wywoływarek raw, czyli programów przetwarzających te pliki do popularnych formatów tif czy bmp. Aby zaś ułatwić przeglądanie tych plików, warto w systemie zainstalować plugin raw, czyli mały programik tłumaczący ich zawartość tak, by nawet w oknie exploratora windows możliwe było zobaczenie zawartości raw. Jakie zalety dają te wspaniałe pliki? Otóż zawierają one pełną informację, jaką w momencie wyzwalania migawki zapisał aparat fotograficzny. To oznacza, że danych tam jest więcej niż potrzeba do poprawnego wyświetlenia. Możliwe jest więc skorygowanie błędów naświetlenia (za dużo/za mało światła na zdjęciu) w późniejszej obróbce, nieosiągalne innymi metodami wyostrzenie oraz możliwość bezstratnej regulacji tzw. temperatury barwowej.

w Jeżeli to możliwe, należy korzystać ze zdjęć o najlepszej jakości. Znów wspomnę o tym, że trudno jest w tej branży przebić rozwiązania profesjonalne. Pliki z zawodowych kamer cyfrowych zaopatrzonych w jasną optykę są nieporównywalnie lepsze, niosą więcej informacji obrazowej niż te z najlepszych amatorskich cyfrówek. Profesjonaliści dbają też o to, czym zwyczajny „pstrykacz” nawet nie zawróci sobie głowy – oświetlenie. Potężne lampy błyskowe czy oświetlenie studyjne dostarczą na plan rejestrowanej akcji tak dużą ilość światła, że zarejestrowanie dobrego zdjęcia staje się dla aparatu banalne. Fotografia to malowanie światłem – bez niego nie istnieje. Mając więc do wyboru kilkanaście ujęć od profesjonalisty, a kilkaset z małej cyfrówki kolegi z działu, wybierzmy zawsze te pierwsze.

Przydatne oprogramowanie

Zanim rozpoczniemy namawianie szefa na zakup wielkiego pakietu graficznego, proszę sprawdzić jakie oprogramowanie dostarcza razem z aparatem czy skanerem jego producent. Zwykle dołącza on prosty edytor oraz program do konwersji z pliku raw. W przypadku „wywoływarek raw” – całkiem funkcjonalne i darmowe (również do komercyjnego użytku) programy znajdziemy w internecie. Wśród dużych pakietów graficznych ostatnie lata należą do Photoshopa firmy Adobe. Program króluje niemal niepodzielnie w branży. Do naszych semi-profesjonalnych celów warto zainteresować się uproszczoną wersją Photoshop Elements – cena różni się niemal o rząd wielkości, a część zaoszczędzonych pieniędzy ulokowana w kursie jego obsługi zaowocuje świetnymi rezultatami. Na drugim biegunie wśród edytorów grafiki znajduje się darmowy GIMP, początkowo tylko dla systemów linux, obecnie również dostępny na platformę windows. Konsekwentnie zwiększa udział w rynku, budując alternatywny standard dla Photoshopa. Z licznej konkurencji tej dwójki, obecnie pozostał chyba tylko Corel, który wykupując firmę JASC z jej produktem Paint Shop Pro umocnił się na trzecim miejscu wśród producentów edytorów graficznych. Pomimo tej wspomnianej hierarchii, trudno jednoznacznie rekomendować „jedynie słuszne” rozwiązanie – uważam, że w przypadku obróbki grafiki ważne jest, co potrafimy uzyskać na ekranie i wydruku. Standardy zapisu plików graficznych są tak rozpowszechnione, że najbardziej niszowy produkt będzie umiał je otworzyć, więc nie powinno być żadnych kłopotów z kompatybilnością.

Zajmując się osobiście grafiką czy też jedynie nadzorując takie prace zlecone firmie zewnętrznej dobrze pamiętać o tym, że foldery, reklamówki dużych zagranicznych firm nie przedstawiają jakiegoś innego świata czy też „lepszych”, ładniejszych ludzi. Działające od wielu lat w warunkach rynkowej konkurencji firmy do perfekcji opanowały sztukę wizualnego przekazu. W ich działaniach widać dbałość o każdy szczegół oraz świadomość, że trudno jest wymazać pierwsze niekorzystne wrażenie, jakie na kontrahencie może wywrzeć źle przygotowana reklama wizualna.

Źródło: "Sekretariat" 11/2010

Autor:
Paweł Chojnacki, arkconsulting.com.pl