To co jest do zrobienia na wczoraj
Dlaczego tak trudno nam umówić różne osoby na jedno spotkanie? Dlaczego każdy z nas inaczej zrozumie prośbę „Bądź przed obiadem”? Jak wyjaśnić to, że na jednych wskazówka „Tylko mów szybko, gdyż śpieszę się” podziała mobilizująco, a innych obrazi? Jak to jest, że jednym udaje się być w kilku miejscach naraz, innym zaś z trudem przychodzi wywiązanie się z niezobowiązującego zadania?
Według psychologów różnice w postrzeganiu czasem mogą mieć charakter kulturowy (skala makro) lub temperamentalny (skala mikro). Zacznijmy naszą analizę od różnic w skali makro... W Stanach Zjednoczonych powiedzenie „czas to pieniądz” rozumiane jest dosłownie, tempo życia narzuca tu bowiem absolutny reżim punktualności. Spóźnianie się na spotkanie postrzegane jest zatem bardzo negatywnie. W Hiszpanii kwestia ta ma się zupełnie inaczej - osoby przychodzące punktualnie zostaną przez Hiszpanów uznane za pojawiające się… przed czasem. Spóźnienie się 30 minut jest też uważane za zupełnie normalne w krajach arabskich.
Antropolog Edward Hall, w swej książce „Taniec życia” podjął się wyzwania wytłumaczenia tych uciążliwych – zwłaszcza w pracy zawodowej – różnic. Dowodzi on, że każda kultura wykształciła swój własny styl zarządzania czasem, style te można zaś podzielić na dwie główne grupy – style monochroniczne i polichroniczne. Czas Amerykanów lub czas północnoeuropejski określił on jako monochroniczny. Osoby żyjące w kulturze monochronicznej czują wewnętrzny przymus robienie rzeczy po kolei, według ustalonego wcześniej harmonogramu. Czas polichroniczny zaś, zaobserwowany przez Halla w Hiszpanii, krajach latynoamerykańskich i na Bliskim Wschodzie, opiera się na interakcjach z ludźmi i dokonywaniu transakcji, nieuznający harmonogramów i rozkładów zajęć (tak ważnych w życiu ludzi monochronicznych).
Różnice w traktowaniu czasu przez osoby z różnych kultur widać już na poziomie bardzo powierzchownych spotkań. Próbując umówić się z Amerykaninem, ten wpisze nas do swojego terminarza między spotkaniem z szefem, a umówionym lunchem z klientem. Spotkania tej osoby nigdy nie nakładają się na siebie i możemy mieć pewność, że nasz rozmówca w wyznaczonym dla nas terminie znajdzie czas tylko dla nas. Pamiętajmy jednak o tym, że nasze spóźnienie zrujnuje całkowicie jego, wypełniony po brzegi, plan dnia.
Inne rodzaju doświadczenia czekają nas przy próbach umówienia się z Arabem lub Turkiem. Niech nie zdziwi nas, że nasz rozmówca spóźni się na spotkanie. Dla osób żyjących w systemie polichronicznym czas jest zjawiskiem płynnym. Biznesmeni podróżujący do Ameryki Łacińskiej muszą przygotować się na to, że odpowiedź na pytanie: „Kiedy to będzie zrobione?”, najczęściej będzie brzmiała maňana. I choć dosłownie oznacza to „jutro”, Latynosi używają tego słowa do opisu bliżej nieokreślonej przyszłości. Hall tłumaczy to w następujący sposób: „Ludzie polichroniczni wchodzą w interakcje z kilkoma osobami równocześnie i są ciągle zajęci sobą nawzajem. Wprowadzenie sztywnego harmonogramu jest zatem trudne, wręcz niemożliwe [...] Jeśli cenisz ludzi, musisz ich wysłuchać i nie możesz ich tak po prostu zbyć z powodu harmonogramu”.
W jakim porządku – polichronicznym czy monochronicznym obraca się polskie życie zawodowe? Psychologowie kulturowi zauważają, że nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi, typowy Polak – mimo iż marzy mu się kariera na wzór amerykański – nadal dużą rolę przywiązuje do interakcji i nieformalnych znajomości. Zapewne jednak wpływ kultury zachodniej sprawia, że coraz bliżej nam do bieguna polichroniczności i kultu harmonogramów.
sigla.pl
sigla.pl
Sabina Sadecka